Nagle, z moich wspomnien wyrwal mnie uscisk mamy. Mama zlapala mnie mocniej za reke wprowadzajac przez ciezkie drzwi do srodka starej kamienicy. Dosc zuzyte, drewniane schody, z ktorych lakier juz dawno sie wytarl, skrzypia pod naszym ciezarem. Docieramy do drzwi, z ktorych wystaje usmiechnieta glowa wujka. Wujek serdecznie zaprasza nas do mieszkania skad ulatnia sie jeszcze bardziej intensywny zapach smazonych kotletow schabowych, ktore czulam juz na dole. Grzecznie witam sie z wujkiem i podbiegam do dziadziusia, ktory siedzi na krzesle przy oknie. Chwilke siadam na kolanach dziadka odzianych w szare watowki, pozniej zeskakuje i witam sie z ciocia, ktora wlasnie gasi papierosa w szklanej popielnicy. Wujek zastawia stol i zaprasza nas wszystkich na obiad. Z wielkim apetytem jem mlode ziemniaczki posypane swiezym koperkiem, mizerie i schabowego, ktory juz wczesniej kusil mnie swoim zapachem.
Po obiedzie ide z mama do sasiadki obok. Drzwi otwiera nam Pani Ewa z czarnokruczym, dlugim warkoczem do pasa. Oczy obrysowane ciemnymi, grubymi rzesami, osloniete okularami w szarej oprawce, z nad ktorych wystaja dwie czarne jak wegiel brwi. Pani Ewa stawia na stol trzy filizanki z herbata, cukiernice i talerz z biszkoptami, po czym siada na przeciwko w fotelu obszytym aksamitem. Mama wypija lyk herbaty, zajada ciastkiem i zaczyna rozmowe. Przekamarza sie z Pania Ewa o to, ktora posiadala lepsze zdjecie Marlona Brando; razem wspominaja swoje zabawy z dziecinstwa w kino oraz przypominaja sobie fragmenty z filmow z Brigitte Bardot, Sophia Loren i Jean-Paul Belmondo. Mama wyglada na bardzo ozywiona; wymachuje mocno rekoma, co chwile odrywa sie z krzesla i glosno akcentuje wypowiadane zdania. Pani Ewa siedzi w fotelu tak jakby ten fotel ograniczal jej ruchy, jej oczy tez jakby sie w ogole nie poruszaly, nawet brwi wystajace zza okularow wygladaja jakby byly na stale narysowane. Glos jej spokojny i cichy wychodzi przez prawie nieruchome usta, tak jakby byla brzuchomowca.
Moja najwieksza uwage przykuwa jednak Pani w bogatej, zdobnej sukni, ktora chowa sie dokladnie za plecami Pani Ewy. Ta nieznajoma Pani, ktora widze po raz pierwszy, na szyi ma sznur ciemnych perel i suknie zdobiona czarnym haftem. Jej lewe ramie oplata rekaw z blekitnego, ciezniego materialu, z pod ktorego wylania sie ciemno czerwona szata. Pani ta, w ogole nie jest zainteresowana sytuacja w pokoju, nie interesuje ja nawet to, ze tak bacznie sie jej przygladam. Jej wzrok przykuwa zupelnie cos innego. Staram sie wypatrzec w jej spojrzeniu jakies odbicie, jednak widze tylko glebie brazu jej oczu, ktory podkresla blask swiatla oraz spokoj spojrzenia i pewne rozmarzenie. Spokoj ten rysuje sie na calej twarzy, ale rowniez w gescie jej rak, na ktorych grzecznie siedzi jakis zwierz. Zwierz ten posiada krotka siersc o kolorze jasniejszym od delikatnej karnacji skory Pani. Nozki ma krotkie zakonczone ostrymi pazorkami; glowke z malymi uszkami i slepkami, ktora konczy sie dlugim pyszczkiem. Zwierz siedzi spokojnie w ramionach Pani, ktora wylania sie z czarnej glebi, jakiejs tajemniczej, niekonczacej sie przestrzeni. Przestrzen ta jest oprawiona w ciemna brazowa rame.
Pani Ewa widzac moje zainteresowanie Pania zza jej plecow, przedstawia mi ja:
-To 'Dama z gronostajem' Leonardo da Vinci.