czwartek, 30 stycznia 2020

Dzien 0006007539. Calus od Krola.

-Spojrz! Idzie. To On.
Powiedziala kolezanka w czerwonej, lekkiej sukience, szturchajac mnie w ramie. Jej twarz wydawala sie rozpalona, a oczy blyszczace.
Podnioslam wyzej glowe,  jednak nic wyraznego nie zauwazylam, poza kilkoma dziewczynkami wpatrujacymi sie gdzies z otwarta na rozciez buzia.
Stwierdzajac,  ze nic ciekawego sie nie dzieje,  skierowalam swoj wzrok na zielone szkielko,  pod ktorym umiescilam znaleziony kolorowy koralik; bialoblyszczacy kamyk; kilka polnych kwiatkow i czerwony, szeleszczacy papierek po landrynce, zlozony w maly wachlarzyk. Nastepnie, wszystko to skrupulatnie przysypalam dosc duza warstwa piasku zmieszanego z czarna ziemia. Miejsce swojego sekretu oznaczylam duzym kamieniem o ksztalcie stozka.
Zblizala sie pora kolacji. Pani opiekunka zwolywala wszystkie dzieci do swietlicy wymachujac rekoma i wspomagajac sie przy tym malym,  zoltym gwizdkem umieszczonym pomiedzy dwoma waskimi wargami. Pani wygladala dosc zabawnie stojac w nieduzym rozkroku, na cienkich nozkach, odzianych w czarne klapki i rozowe skarpetki z dosc wyrazna biala falbanka przy kostkach. Reszta ciala naszej Pani, opieta w czarna sukienke w geometryczne wzory, konczyla sie dosc okragla glowa z kosmata czupryna, na ktorej wyraznie odznaczaly sie nabrzmiale policzki, niczym dwie kulki,  ktore co chwila kurczyly sie w miare wyciskania powietrza w maly,  zolty gwizdek. Co jakis czas, przez mala dziurke gwizdka tryskaly krople niczym z mini fontanny. Dwie, dlugie rece Pani, raz jakby falowaly,  raz jakby miotaly sie bardziej energicznie,  jednak kazda poruszala sie niezaleznie od siebie,  tak jakby nie nalezaly do jednego ciala.
Po kolacji, umyte juz dzieci, ruszyly w strone swoich pokoi. Dziewczynki kierowaly sie na prawo,  chlopcy mieli swoj pokoj po drugiej stronie korytarza. Ruszylam w strone swojego metalowego lozka na grubych sprezynach, mijajac po drodze 36 lozek kolezanek. Poprawilam puchowa poduszke i wsunelam sie pod szary,  gruby koc, czujac chlod nieogrzanego jeszcze przescieradla. Lezac juz w pozycji gotowej do snu, z otulona glowa w miekka poduszke i czujac juz cieplo filcowego koca,  nagle stan ten zaklocily mi jakies jazgoty kolezanek. Odrywajac glowe od miekkosci poduszki, usiadlam na lozki jeszcze okryta cieplem koca. Rozgladajac sie po pokoju zobaczylam podniecenie na twarzach dziewczynek. Z roznych stron pokoju rozlegaly sie szepty:
-Idzie.
-To On.
W drzwiach stala szczupla postac,  ktora smialym krokiem wkroczyla do naszego pokoju.
-Witam sliczne Panie.
Powiedzal chlopiec o czarnokruczych wlosach i podobnie ciemnych oczach.
-Ktora chce calusa na dobranoc?
Zapytal chlopiec.
W odpowiedzi ujrzaj rzedy podniesionych rak,  niczym zglaszajacych sie uczennic w klasie.
Chlopiec kroczyl dumnie, przypominajac dostojnego koguta z czarnym grzebieniem na glowie. Przystawal kolejno przy kazdym lozku i pochylajac sie rozdawal soczystego calusa w policzek kazdej kolejnej dziewczynce. Zadowolone kolezanki chichotaly zaciskajac rece,  inne siedzaly rozmarzone,  jeszcze inne cicho wzdychaly wpatrzone w kroczacego 'koguta' z czarna czupryna. Chlopiec szczodrze rozdawal calusy niepomijajac zadnego lozka. Zostalo mu juz ostatnie lozko,  w ktorym lezalam ja,  przykryta do polowy kocem. Jego czarne oczy spojrzaly na mnie z powaga a z miekkich ust wydobyl sie cichy glos.
- Witam. Jestem Krol.  Czy chcialabys calusa?
- Nie,  dziekuje.
Odpowiedzialam bez wiekszego namyslu.
Krol odwrocil sie  w strone drzwi i szybko zniknal bez slowa.
Nastepnego dnia chodzil za mna proszac o calusa ode mnie. Juz nie przypominal dumnego koguta z czarnym grzebieniem.